Słupsk: Duma i uprzedzenie w średnim mieście

Robert Biedroń, 42 l., 5 września 2018 r. ogłosił, że zamierza stworzyć swój własny “prodemokratyczny” ruch polityczny, który sprzeciwi się polskim konserwatystom. © Jakob Ganslmeier

Dla niektórych to diabeł wcielony, lecz większość widzi w nim zbawiciela. Robert Biedroń, pierwszy w Polsce mer homoseksualista, przywrócił mieszkańcom Słupska dumę z własnego miasta i uratował je przed bankructwem.

W drodze do pracy Robert Biedroń mija kościół mariacki. Stoi tam grupa starszych pań oraz 90-letni Jan Giriatowicz, były proboszcz, honorowy obywatel miasta. Ci wierni co miesiąc spotykają się przed ratuszem, by odmawiać różaniec w intencji Słupska i „wynagrodzić grzech sodomii” miejskiego włodarza. Biedroń wita się z nimi, śle uśmiechy. „Pomódlmy się za pana prezydenta” – zarządza Giriatowicz. Ksiądz, dewotki i Biedroń – zdeklarowany ateista – biorą się za ręce i razem modlą.

Ta symboliczna scena pozwala zrozumieć, dlaczego ten kontrowersyjny „lewak” i „homocelebryta”, jak nazywają go wrogowie, w październikowych wyborach lokalnych drugą kadencję na stanowisku prezydenta Słupska miał w kieszeni. Jednak w ostatniej chwili zmienił plany: wycofał się z samorządowego wyścigu i ogłosił zamiar budowy własnej partii, która powalczy o całą Polskę.

Jego popularność może budzić zdumienie, bo jednocześnie w kraju dalej rośnie poparcie dla rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość. To ruch polityczny, który jest przeciwieństwem Biedronia: ksenofobiczny, bogoojczyźniany, populistyczny. Tymczasem słupszczanie pokochali swojego prezydenta, mimo że pochodzi z drugiego końca Polski i wcześniej był im znany głównie ze swego homoseksualizmu, co dla polskiego polityka jest poważnym obciążeniem.

A może po prostu odwzajemnili jego miłość.

„Możemy się różnić, ale powinniśmy szukać tego, co nas łączy” – mówi Biedroń, komentując scenę przed kościołem. „Obok ratusza stoją świadkowie Jehowy. Oni nie głosują, uważają homoseksualizm za ciężki grzech, więc mógłbym ich zignorować. Ale postawiłem im ławeczkę. Moim obowiązkiem jako prezydenta jest, aby również świadkom Jehowy dobrze się żyło w moim mieście”.

Łagodny ton i dobrotliwy uśmiech w otoczeniu iście sakralnej architektury 127-letniego ratusza, z gotyckimi oknami i witrażami w prezydenckim gabinecie, sprawiają, że Biedroń brzmi jak dobry kapłan. Ale by tu dojść, w holu trzeba minąć zdjęcia półnagich mężczyzn i kobiet (czasowa wystawa młodego słupskiego fotografika). A na regale stoi zdjęcie Biedronia z jego życiowym partnerem.

Styl pilnego ucznia

Świat usłyszał o Biedroniu, gdy w 2011 roku ten popularny działacz na rzecz praw osób LGBT został pierwszym w Polsce otwarcie homoseksualnym posłem do parlamentu. Trzy lata później wygrał wybory na prezydenta Słupska, mało znanego miasta na Pomorzu. Wcześniej o Słupsku było głośno w roku 1998, gdy wybuchły tu zamieszki między kibicami a policją. Teraz z powodu Biedronia Słupsk jest obecny w mediach na okrągło.

„Jak zgłosił się do wyborów, nie dawałem mu szans” – wspomina Cezary Piechociński, autor książek o Słupsku i właściciel kolekcji miejskich autobusów.

„Nie lubiłem go. Uważałem, że jest wulgarnym skandalistą. Mimo to na niego zagłosowałem i zagłosuję ponownie”.

„Biedroń dojrzał. Kupił ludzi tym, że potrafi rozmawiać, ma styl pilnego ucznia. Poprzedni prezydent Maciej Kobyliński był chamski i apodyktyczny”.

Piechociński widzi tylko jedną przewagę poprzedniego prezydenta nad Biedroniem: „Kobyliński wywiązywał się z zadań estetycznych. Był jak dyktator: wskazywał na dziurę w chodniku, następnego dnia była łatana. Za Biedronia Słupsk zrobił się niechlujny”.

Edukacja seksualna i demokratyczna

Biedroń nie robi tylko i wyłącznie dobrego wrażenia. Mając zaledwie trzech swoich ludzi w 23-osobowej Radzie Miasta konsekwentnie promuje rozwiązania, które PiS zwalcza na szczeblu centralnym: ekologiczne, feministyczne, laickie. Wbrew Kościołowi wprowadził edukację seksualną do szkół i dofinansowuje leczenie niepłodności metodą in vitro. Przestał korzystać ze służbowej limuzyny, jeździ rowerem. Wymienił oświetlenie uliczne na energooszczędne. W ratuszu pije się wodę z kranu zamiast butelkowanej. Prezydent kazał szukać pustostanów i przerabiać je na mieszkania komunalne. Nie przyłożył ręki do dekomunizacji nazw ulic – to jedno z nowych praw, które opozycja uznaje za niekonstytucyjne. Podczas gdy PiS rozmontowuje w Polsce trójpodział władzy, Biedroń prowadzi w szkołach lekcje demokracji.

Ale zaprzecza sugestii, że prowadzi kampanię oporu przeciwko PiS, niczym rządzone przez demokratów stany w USA przeciw Donaldowi Trumpowi. „Moim kryterium jest szczęście mieszkańców” – deklaruje. „Jeśli mogę realizować politykę, która dla dobra ludzi powinna istnieć na poziomie ogólnopolskim, to to robię”.

Nie jest to żadna lewicowa utopia. Biedroń objął rządy w piątym najbardziej zadłużonym mieście Polski. Dług udało mu się zmniejszyć, budżet zwiększyć, bezrobocie nigdy nie było tak niskie – obecnie wynosi zaledwie 4%. Stan finansów wymusił jednak przyhamowanie inwestycji infrastrukturalnych, o co wielu mieszkańców ma pretensje. Czynsze w mieszkaniach komunalnych Biedroń podniósł.

Co kwitnie w Słupsku

W kościele mariackim skończyła się popołudniowa msza. Wychodzą dziewczynki w białych komunijnych sukienkach, w przedsionku starsi mężczyźni zwijają proporce, a przed wejściem wikariusz Robert Górski żegna się z wiernymi. Czy przeszkadza mu ateizm Biedronia? „On jest konsekwentny w rozdzielaniu Kościoła od państwa, choć mógłby się z tym mniej afiszować. Nie mam też nic do jego orientacji. Ale w Słupsku nie dzieje się dobrze: brakuje inwestycji. Wcześniej pracowałem w Koszalinie, Kołobrzegu. Te miasta kwitną” – mówi ksiądz.

Bardziej zawziętą przeciwniczkę Biedroń ma w emerytce odpoczywającej w parku Waldorffa, która z prędkością karabinu wyrzuca z siebie całą litanię skarg. „Mieszkanka ulicy Prostej”, jak pozwala się przedstawić, jest zwolenniczką poprzedniego prezydenta, który po prostu „nie mógł źle rządzić, bo był stąd”. Tymczasem „Biedroniowi nie zależy na Słupsku, on chce być prezydentem Warszawy” (nic o tym nie wiadomo). „Wcześniej tu był piękny park, a teraz leżą bezdomni” (aktualnie siedzą przy sąsiednim bulwarze), „zniknęły róże” (kwiaty są w paru innych parkach Słupska), „ławki odrapane” (są sukcesywnie odmalowywane), „zmarnował pieniądze na nowe oświetlenie, a chodniki są dziurawe” (słupskie chodniki nie odbiegają od średniej w Polsce), „obraz Jana Pawła II wyrzucił” (nie wyrzucił, tylko oddał do katedry) – lista zarzutów jest długa.

Wystarczy zagadnąć młodszych, by usłyszeć całkiem inne opinie. „Poprzedni prezydent był złodziejem. Biedroniowi nie mamy nic do zarzucenia, to fantastyczny człowiek” – mówią 20-latki Zuzanna i Anna, które właśnie wyszły z niemowlęciem na Stary Rynek. „Dzięki niemu do Słupska wraca życie”. Na dowód kobiety wskazują postępującą budowę strefy kibica, gdzie podczas piłkarskiego mundialu będą wyświetlane mecze.

Najważniejsza jest kultura

Na czym polega wyjątkowość miasta, które dokonało pionierskiego wyboru? Michał Tramer, dyrektor Teatru Lalki „Tęcza”, przyznaje, że w 2014 roku niewiele polskich miast byłoby gotowych na mera homoseksualistę, „choć teraz mogłoby być ich więcej, co jest osobistą zasługą Biedronia”. „Nie ma w Słupsku szalejącego gdzie indziej nacjonalizmu, czuć tolerancję. Może wynika to z wielokulturowości. Bliskość morza daje otwartość na świat” – sugeruje Tramer. Prawica nigdy nie miała w Słupsku dużego poparcia – to zresztą cecha większości terenów poniemieckich. W sondażach badających zadowolenie z życia Słupsk od lat przoduje, a wyborcami PiS są ci niezadowoleni.

„Biedroń pokazuje jasne strony miasta” – mówi Daniel Odija, najbardziej znany słupski pisarz. Rozmawiamy w kawiarni, których w mieście powstaje coraz więcej – to też podobno zasługa Biedronia.

„Gdy startował w wyborach, moje dzieci zaczęły się interesować polityką. Po raz pierwszy młodzi zaczęli być dumni, że są ze Słupska”.

Jest nadzieja, że „efekt Biedronia” odwróci trend wyludniania miasta. Na przełomie stuleci Słupsk liczył ponad 100 tys. mieszkańców, dziś – 87 tys. Według Biedronia duma z własnego miasta „to początek drogi do przyciągnięcia inwestorów i nowych mieszkańców, do rozwoju”. Jego pomysł na rozwój to inwestycje w kulturę. Również Tramer i Odija uważają, że kultura jest szansą dla Słupska, może przyciągnąć turystów spędzających wakacje nad odległym o 18 km morzem. Biedroń wymienił dyrektorów teatrów na młodszych o pokolenie. Jednym z nowoprzybyłych był właśnie Tramer. „Zrobiłem generalny remont, pozyskuję finansowanie z zewnątrz. W ciągu dwóch i pół roku odbyło się 13 premier” – chwali się brodacz w koszulce Sex Pistols.

Miasto, które i tak ma wyjątkowo dużo instytucji kulturalnych, buduje kolejny teatr. Latem w parku Waldorffa odbywają się koncerty filharmoników. „Tu nie ma alternatywy: inwestycje albo kultura. Jeśli miasto nie będzie atrakcyjne do zamieszkania, nikt nie będzie chciał tu robić biznesu” – mówi prezydent.

Dzięki wysiłkom rewitalizacyjnym i renowacyjnym w Słupsku powstaje wiele nowych budynków. © Jakob Ganslmeier

Biedroń jako reklama

Trzy minuty drogi od ratusza leży ulica Długa, uwieczniona w najbardziej znanej książce Daniela Odiji „Ulica”. Jedną ze ścian ozdabia mural z cytatem z tej powieści. Kiedyś łatwo było tu dostać po twarzy, ale to raczej przeszłość. Na Długiej wyraźniej niż w całym Słupsku, pełnym pięknych secesyjnych kamienic, czuje się, że to okres transformacji. Domy podzielone są na te już odnowione i te, które odnowa dopiero czeka. Wokół rząd kaprawych garaży z drewnianymi wrotami – jeden z symboli minionej epoki. Nikogo tu nie dziwi sąsiad idący chwiejnym krokiem po kolejne piwo do dyskontu, jaki niedawno postawiono na końcu Długiej. Dyskretne zainteresowanie budzi tylko prezydent, w nienagannym garniturze pozujący pod odrapaną ścianą do zdjęć dla Cafébabel.

„Wszystkie domy będziemy odnawiać po kolei. Tam zbudujemy dwa nowe” – pokazuje Biedroń. „Ludzie narzekają, że im burzymy komórki na opał. Ale nie będą im potrzebne, bo dostaną centralne ogrzewanie”. „A na Prusa kiedy?” – zagaduje jeden z robotników z rusztowania. „Mam już dość dźwigania węgla na trzecie piętro”. „Musicie poczekać, takich kamienic jest dużo” – odpowiada Biedroń. Po drodze każdemu rozdaje uśmiechy, mówi „dzień dobry”. Przed ratuszem podsadza dziecko na figurę misia, symbol miasta. Gdyby nadarzyła się jakaś staruszka, z pewnością przeprowadziłby ją przez jezdnię.

Słupszczanie muszą się jednak pogodzić z tym, że ambicje Biedronia są większe. Gdyby startował na prezydenta Polski, według sondaży dostałby trzeci wynik, po aktualnym prezydencie Andrzeju Dudzie i Donaldzie Tusku, który po zakończeniu kadencji szefa Rady Europejskiej zapewne wróci do kierowania opozycją. Biedroń jest bardzo aktywny w mediach, ma spotkania w całej Polsce, lata za granicę. Ktoś obliczył, że podczas pierwszych dwóch i pół lat prezydentury trzykrotnie okrążył ziemię. Niektórzy czynią mu z tego zarzut, ale jego zwolennicy przekonują, że „gdziekolwiek Biedroń się pokaże, reklamuje Słupsk, nawet jeśli reklamuje siebie”.

Sam prezydent tłumaczy, że jeździ w żywotnym interesie miasta. „Słupscy uczniowie mają darmowe lekcje jazdy na łyżwach na lodowisku, które wyżebrałem od firmy Jeronimo Martins. I lekcje programowania, bo pojechałem do firmy Samsung i zdobyłem pieniądze na ten projekt” – wylicza. „Po Polsce jeżdżę, żeby się uczyć od samorządowców i mieszkańców innych miast. Wybieram najlepsze pomysły, ładuję do plecaka, przywożę do Słupska i tutaj realizuję”.

Mógłby też powiedzieć, że jeździ uczyć innych. „Niech Polska będzie jak Słupsk” – powtarza. Ale słupszczanie wcale nie chcą oddawać go Polsce. „Ucieczka Biedronia w ogólnopolską politykę będzie stratą, nie tylko dla tego miasta, ale w ogóle dla idei samorządności” – wzdycha Tramer. „Choć na pewno bym na niego głosował”.

Powiązane artykuły

gif wave

Skoro już tu jesteś, może chciałbyś/chciałabyś zerknąć na oficjalną stronę Cafébabel?

Zapraszamy